Potem znowu jest bardzo dziwny fragment o śmierci i obrzezaniu, nad którym trochę się rozwodzę, bo jest naprawdę dziwny i niełatwo jest go ubrać w jakiś logiczny kontekst. Mam tylko nadzieję, że mi się ta sztuka udała...
1 Na to powiedział Mojżesz: «A jeśli nie uwierzą i nie usłuchają słów moich, mówiąc, że Pan nie ukazał mi się wcale?» 2 Wówczas Pan zapytał go: «Co masz w ręku?» Odpowiedział: «Laskę». 3 Wtedy rozkazał: «Rzuć ją na ziemię». A on rzucił ją na ziemię, i zamieniła się w węża. Mojżesz zaś uciekał przed nim.Ta scena wydaje mi się dość zabawna - Mojżesz ucieka przed własną laską.
4 Pan powiedział wtedy do Mojżesza: «Wyciągnij rękę i chwyć go za ogon». I wyciągnął rękę i uchwycił go, i stał się znów laską w jego ręku. 5 «Tak uczyń, aby uwierzyli, że ukazał tobie Pan, Bóg ojców ich, Bóg Abrahama Bóg Izaaka i Bóg Jakuba».To od początku widać, że Mojżeszowi nie było za bardzo w smak przemawiać do Izraelitów oraz faraona. Najpierw zadawał pytania, w wyniku czego Bóg mu się musiał przedstawić, a także nauczyć tych trzech sztuczek. A teraz, gdy pytania się skończyły, wymiguje się wprost.
6 Ponownie rzekł do niego Pan: «Włóż rękę w zanadrze!» I włożył rękę w zanadrze, a gdy ją wyjął, była pokryta trądem białym jak śnieg. 7 I rzekł znów: «Włóż rękę w zanadrze!» I włożył ją ponownie w zanadrze, a gdy ją po chwili wyciągnął, była taka jak reszta ciała.
8 «Tak więc, jeśli nie uwierzą i nie przyjmą świadectwa pierwszego znaku, uwierzą świadectwu drugiego znaku. 9 A gdyby nawet nie uwierzyli tym dwom znakom i nie zważali na mowę twoją, wówczas zaczerpniesz wody z Nilu i wylejesz na suchą ziemię; a woda zaczerpnięta z Nilu stanie się krwią na ziemi».
10 I rzekł Mojżesz do Pana: «Wybacz, Panie, ale ja nie jestem wymowny, od wczoraj i przedwczoraj, a nawet od czasu, gdy przemawiasz do Twego sługi. Ociężały usta moje i język mój zesztywniał».
11 Pan zaś odrzekł: «Kto dał człowiekowi usta? Kto czyni go niemym albo głuchym, widzącym albo niewidomym, czyż nie Ja, Pan? 12 Przeto idź, a Ja będę przy ustach twoich i pouczę cię, co masz mówić». 13 Lecz Mojżesz rzekł: «Wybacz, Panie, ale poślij kogo innego».Ten Mojżesz to jednak niemożliwy człowiek był. Tyle się Bóg do niego nagadał, wyjaśnił mu swoje imię, przepowiedział wielkie rzeczy i nauczył fajnych sztuczek, a ten mu tak bezczelnie odpowiada: "poślij kogo innego".
Świadczy to jednak raczej nie o braku szacunku względem Boga (na Boga przecież Mojżesz nie śmiał nawet patrzeć), ale o jego własnej, zakorzenionej głęboko w umyśle nieśmiałości i przeświadczeniu, że sobie nie poradzi, o barierze emocjonalnej silniejszej niż wiara w Boga.
Chociaż w gruncie rzeczy Bóg mu przecież właśnie próbował uświadomić, że jest On wszechmogący, że przecież dobrze wie, iż Mojżesz mówi jak mówi, ale że da mu dar wymowy. No, może nie powiedział wprost, że odtąd zrobi z niego krasomówcę, ale obiecał wystarczająco dużo.
Co zatem ten Mojżesz sobie myślał? Że jeśli Bóg mu coś karze, to nie wie, z jakimi się to wiąże okolicznościami? Że wysyłałby Mojżesza tylko po to, aby wystrychnąć go na dudka? Jakby tak rozumowo do tego podchodzić, to można stwierdzić, że Mojżesz nie miał do Boga pełnego zaufania. No ale powiedzmy, że nie przemyślał on wtedy tego do końca, a jego brak pewności siebie go zbyt przytłaczał i to go usprawiedliwia.
14 I rozgniewał się Pan na Mojżesza, mówiąc: «Czyż nie masz brata twego Aarona, lewity? Wiem, że on ma łatwość przemawiania. Oto teraz wyszedł ci na spotkanie, a gdy cię ujrzy, szczerze się ucieszy. 15 Ty będziesz mówił do niego i przekażesz te słowa w jego usta. Ja zaś będę przy ustach twoich i jego, i pouczę was, co winniście czynić. 16 Zamiast ciebie on będzie mówić do ludu, on będzie dla ciebie ustami, a ty będziesz dla niego jakby Bogiem. 17 A laskę tę weź do ręki, bo nią masz dokonać znaków».Ciekaw jestem co by było, gdyby Mojżesz jednak zgodził się mówić samemu. Skoro Bóg tego od niego chciał, to raczej było to możliwe. Pytanie tylko, czy było możliwe tak po prostu, bo Mojżesz jako tako jeszcze mówić umiał, czy może Bóg uczyniłby jakiś cud i obdarował Mojżesza krasomówstwem do końca życia?
W sumie ta druga opcja bardziej mi pasuje. Rzekłbym, że to do Boga podobne - Bóg rozwiązałby Mojżeszowi język, gdyby ten tylko mu zaufał, ale ponieważ tego nie zrobił, do końca życia musiał przemawiać za pomocą swojego brata.
Taką mam teorię - czy ktoś się z nią nie zgodzi?
18 I odszedł Mojżesz, a wróciwszy do teścia swego Jetry, powiedział mu: «Pozwól mi iść z powrotem do braci moich, którzy są w Egipcie, aby zobaczyć, czy są jeszcze przy życiu». Jetro powiedział do Mojżesza: «Idź w pokoju».To określenie "laska Boga" kojarzy mi się ze wszystkimi grami RPG i magicznymi artefaktami. No i, patrząc dalej, z pogańskim fetyszyzmem (w sensie kultem przedmiotów). Nic jednak nie wskazuje na to, iż było w tej lasce coś niezwykłego oprócz tego, że Bóg postanowił sobie zamieniać ją w węża.
19 Pan powiedział do Mojżesza w Madian: «Wracajże do Egiptu, gdyż umarli wszyscy ci, którzy czyhali na twe życie». 20 Wziął Mojżesz swą żonę i synów, wsadził ich na osła i powracał do ziemi egipskiej. Wziął też Mojżesz ze sobą laskę Boga.
21 Pan rzekł do Mojżesza: «Gdy będziesz zbliżał się do Egiptu, pamiętaj o władzy czynienia wszelkich cudów, jaką ci dałem do ręki, i okaż ją przed faraonem. Ja zaś uczynię upartym jego serce, że nie zechce zezwolić na wyjście ludu. 22 A ty wtedy powiesz do faraona: "To mówi Pan: Synem moim pierworodnym jest Izrael. 23 Mówię ci: Wypuść mojego syna, aby mi cześć oddawał; bo jeśli zwlekać będziesz z wypuszczeniem go, to Ja ześlę śmierć na twego syna pierworodnego"».To określenia całego Izraela mianem syna z początku wydało mi się dziwne, ale teraz już chyba rozumiem. Chodzi o to, że w ówczesnych czasach, a może tylko w przypadku faraona, największą miłością darzony był syn pierworodny, a pozostali byli jakby drugorzędni. Tymczasem Bóg obdarzał wszystkich Izraelitów taką miłością, jaką faraon obdarzał swojego pierworodnego i to właśnie chciał mu uzmysłowić.
24 W czasie podróży w miejscu noclegu spotkał Pan Mojżesza i chciał go zabić. 25 Sefora wzięła ostry kamień i odcięła napletek syna swego i dotknęła nim nóg Mojżesza, mówiąc: «Oblubieńcem krwi jesteś ty dla mnie». 26 I odstąpił od niego [Pan]. Wtedy rzekła: «Oblubieńcem krwi jesteś przez obrzezanie».O. I to jest jedna z tych perełek w Biblii, w której zaiste trudno jest doszukiwać się sensu. Ale spróbujmy.
Pierwsze, co się robi w takich przypadkach, to sięga się do oryginału. No to sięgnąłem i co się okazuje: w oryginale wcale nie ma mowy o tym, że to właśnie Mojżesza Bóg chciał zabić. Jest mowa, że kogoś zabić chciał, użyte jest imię Jahwe, ale imienia Mojżesza wcale tam nie ma.
Wiadomo jednakże, że Sefora była jego żoną, stąd pewnie większość tłumaczy się domyślała, że jeśli owa Sefora nazywa ową "osobę X" oblubieńcem, to owa osoba jest zapewne Mojżeszem.
Krótkowzrocznie patrząc, ma to sens, ale spojrzawszy na całość, nijak to się kupy nie trzyma. Dlaczego Bóg miałby chcieć zabić Mojżesza, skoro przed chwilą powierzył mu arcyważną misję ratowania narodu? Kompletnie bez sensu.
Da się to zrozumieć, że Bogu nie spodobało się zaniechanie obrzezania u jednego z Mojżeszowych synów i chciał tu kogoś ukarać, czy nawet zabić. No ale przecież nie Mojżesza! Dużo lepiej w tej roli sprawdza się ów jego syn, z resztą scena wygląda naturalniej - Bóg chciał zabić syna (a więc może po prostu zesłał na tego syna chorobę), matka go obrzezała (przypomnijmy, że nie była ona z Izraela, więc mógł jej się ten zwyczaj nie podobać), potem dotknęła jego nóg (a czy dotknęła ich faktycznie tym zakrwawionym napletkiem, to też pewne nie jest), no i Bóg zaniechał swojego zamiaru (czyli, jeśli twierdzić, że była to choroba, to ów syn wyzdrowiał).
A że matka nazwała swojego syna oblubieńcem - no cóż - matki używają różnych pieszczotliwych określeń na swoje dzieci.
Jaki zaś może być wyższy sens tej historii? Możliwe, że chodziło właśnie o Seforę. To by się trzymało kupy, gdyby wyrażała ona ostry sprzeciw odnośnie obrzezaniu swoich dzieci. Wziąwszy zaś pod uwagę wadę wymowy Mojżesza, to całkiem prawdopodobne, iż nie był on w stanie przegadać swojej żony w tej kwestii. No i dlatego do akcji wkroczyć musiał Bóg - aby w desperacji Sefora obrzezała swojego syna.
Taka jest moja interpretacja tej historii. Czy jest prawdziwa - nie mam pojęcia, ma jednak ona taką zaletę, iż posiada sens.
A co do "oblubieńca krwi" - w niektórych przekładach tłumaczone jest, że Sefora w tym momencie nadała jemu takie imię. W oryginale o imieniu mowy raczej nie ma, ale to tłumaczenie jest jednak dość prawdopodobne, gdyż wyjaśnia, po co zostały przytoczone tutaj te słowa "oblubieniec krwi", i to dwukrotnie. Po prostu mogła to być kolejna anegdota wyjaśniająca pochodzenie jakiegoś imienia (tylko do końca nie wiadomo, o kogo chodzi).
27 Do Aarona powiedział Pan: «Wyjdź na pustynię naprzeciw Mojżesza». Wyszedł więc, a gdy go spotkał w pobliżu góry Boga, ucałował go. 28 Mojżesz opowiedział Aaronowi o wszystkich słowach Pana, który go posłał, oraz o wszystkich znakach, jakie polecił mu wykonać. 29 Poszli więc Mojżesz i Aaron. A gdy zebrali całą starszyznę Izraelitów, 30 powiedział Aaron wszystko to, co Pan mówił Mojżeszowi, ten zaś wykonywał znaki na oczach ludu. 31 I uwierzył lud, gdy słyszał, że Pan nawiedził Izraelitów i wejrzał na ich ucisk. A uklęknąwszy, oddali pokłon.A więc zaczyna się już jakieś konkretne działanie - ludzie Mojżeszowi wierzą, to już dobrze.
Jedna rzecz tylko, jaka mnie zastanawia, to sam Aaron. Wygląda na to, że z Mojżeszem znali się oni dość dobrze, jak normalni bracia. Jednak dzieciństwo Mojżesza wcale takie normalne nie było - przecież wychowywał się on na dworze faraona. Kiedy więc w ogóle zdążył poznać swoją rodzinę i zbudować relację ze swoim bratem? A może Aaron też został córce faraona podrzucony?
Cóż, może dalszy ciąg księgi pomoże nam w odpowiedzi na te drobne wątpliwości.
Blog jest świetny. Z małymi rzeczami się nie zgadzam, ale resztę jak dla mnie, dobrze wykminiłes.
OdpowiedzUsuńNo to napisz, z czym się nie zgadzasz, do prawdy łatwiej się chyba dochodzi we dwójkę :)
UsuńZawsze jak wymyślam jakąś skomplikowaną teorię, to ciąży nade mną ciągle taka myśl, że przecież mogę się mylić. I pewnie to jest główny powód, dla którego nie napisałem jeszcze żadnej książki ;] Ale na szczęście blog ma tą niebywałą zaletę, że można go komentować.
Przyznam nawet, że komentarze konstruktywno-krytyczne dają mi więcej satysfakcji, niż te tylko pochwalne (nie wiem, może dziwny jakiś jestem...).
warto czytać...
OdpowiedzUsuń"bogowie" starego testamentu nie byli naszym Bogiem. To były istoty, które spłodziły ludzi. Bóg jest jeden, w "niebie" i to od niego również te istoty otrzymały życie. Chrystus przekazał nam tą informację, oświecił nas i pozwolił poznać prawdziwego jednego Boga, który jest miłością. Często ludzie nie chcą przyjąć tego do świadomości i borykają się z interpretacją starego testamentu, w którym jest tyle przemocy. Bóg jest miłością i światłem, poznajemy go idąc w ślady Jezusa Chrystusa.
OdpowiedzUsuń